Jadwiga Jenczelewska

Wiele dzieci ze Śląska i Zagłębia dzięki koloniom pierwszy raz w życiu widziało morze i muszelki

Wiele dzieci ze Śląska i Zagłębia dzięki koloniom pierwszy raz w życiu widziało morze i muszelki
Jadwiga Jenczelewska

Punktem kulminacyjnym kolonii była wizyta kogoś z dyrekcji firmy organizującej kolonie. Go-ście przywozili dla wszystkich dzieci po tabliczce czekolady.

Można surowo oceniać PRL, ale pewnie nikt nie zaprzeczy, że kolonie fundowane dzieciom pracowników chyba wszystkich polskich zakładów pracy, były w tamtych czasach świetnym pomysłem. Każde dziecko w wieku szkolnym, jeżeli tylko chciało, mogło jechać na kolonie.

Na te kolonie - wielką i często jedyną latem przygodę - czekało się cały rok, a frajdą była nawet podróż z walizką do miejsca zakwaterowania. Jak Polska długa i szeroka nad morze, w góry i nad jeziora ciągnęły specjalne kolonijne pociągi i autokary.

Na zdjęciu, które publikujemy, są dzieci pracowników Ko-mbinatu Górniczo-Hutniczego „Orzeł Biały” w Brzezinach Śląskich, ale także z okolicznych miast i wsi. Ta grupa w lipcu 1963 roku przebywała w Gdyni.

- Dla nas, dzieci z niewielkich i biednych miejscowości, kolonie w pięknej, wielkiej i nowoczesnej Gdyni, to była niezwykła atrakcja - mówi Maria Kocot, uczestniczka turnusu kolonijnego (na zdjęciu stoi pierwsza z lewej), która dzisiaj ma już dorosłe dzieci i czworo wnucząt. - Nic dziwnego, że wspominam tamten wyjazd z wielkim sentymentem. Pamiętam szkołę, w której kwaterowaliśmy, dużą, słoneczną, prawie w centrum miasta, a także piękną gdyńską plażę, na którą całą grupą chodziliśmy się opalać i kąpać w morzu. Nie zapomnę też nowoczesnych - jak na tamte czasy - handlowych ulic i sklepów, które były znakomicie zaopatrzone i robiły na nas niezwykłe wrażenie. Choć wcześniej wyjeżdżałyśmy już z siostrą na kolonie, jednak te gdyńskie były wyjątkowe i najwspanialsze. Myślę, że tak samo oceniają je wszystkie osoby, które widać na fotografii.

Taka była zresztą idea ówczesnych kolonii - młodzież z południa Polski wyjeżdżała nad morze, którego nigdy wcześniej nie widziała, a uczniowie z północnej Polski wyprawiali się w góry. Młodzi ludzie ze wsi i małych miasteczek gościli w wielkich miastach, a ci, którzy na co dzień żyli w zgiełku i tumulcie dużych aglomeracji, trafiali na tak zwane łono natury.

Najbardziej oczekiwanym dniem podczas turnusu była wizyta delegacji z zakładu pracy, który organizował kolonie, bo wtedy każde dziecko otrzymywało tabliczkę czekolady.

Jadwiga Jenczelewska

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.