Małgorzata Ziemska

Wołyńska droga do niepodległości. Czas nadziei, czas próby

Msza polowa na placu Katedralnym w Łucku 17 maja 1919 roku. Przy klęczniku generał Aleksander Karnicki. Pierwszy z lewej burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński. Fot. zdjęcia archiwalne Msza polowa na placu Katedralnym w Łucku 17 maja 1919 roku. Przy klęczniku generał Aleksander Karnicki. Pierwszy z lewej burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Tadeusza Marcinkowskiego
Małgorzata Ziemska

Oto kolejny kresowy tekst z „Wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego” napisany przez Jego córkę Małgorzatę Ziemską.

Przez cały wiek XIX na Wołyniu trwała walka o zachowanie polskości. W imperium rosyjskim droga do stanowisk i kariery wiodła przez wyrzeczenie się wiary i mowy ojców. Nauczanie języka polskiego i historii Polski zostało obwarowane najcięższymi karami. Walka o wszystko, co polskie, o każdą polską duszę nasiliła się na przełomie XIX i XX wieku. Mimo surowych represji tajne nauczanie organizowano w dworach ziemiańskich, na plebaniach i po wsiach. Tajne szkółki istniały niemal w każdym powiecie, na przykład w powiecie dubieńskim opiekował się nimi ksiądz Lisiewicz, na przedmieściu Korca, gdzie niegdyś znajdowała się fabryka słynnej porcelany koreckiej, nauczanie katechizmu, języka polskiego, polskiej historii i innych przedmiotów w zakresie szkoły elementarnej prowadziła Filomena Załęska, a w Kornaczówce pod Krzemieńcem potajemnie uczyła dzieci Ida Szubia-kowska. Nauczycieli utrzymywali właściciele majątków ziemskich, księża przy pomocy finansowej okolicznego ziemiaństwa bądź mieszkańcy poszczególnych miejscowości - bywało tak, że pod pretekstem nauki szycia, nauczycielka udzielała lekcji i stołowała się każdego dnia w innej chacie. Kiedy pojawiało się zagrożenie, uczące się dzieci rozbiegały się jak w zabawie.

Czas nadziei

Wojna między zaborcami dała Polakom nadzieję na odzyskanie wolności. Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji 1 sierpnia 1914 roku. Kilka dni później zrobiły to Austro-Węgry. Wołyń pogrążył się w wojennym chaosie, a linia frontu wielokrotnie przesuwała się przez ziemię wołyńską. Wkroczenie do Łu-cka wojsk austro-węgierskich 31 sierpnia 1915 roku przyniosło Polakom namiastkę wolności. W dawnej stolicy Wołynia znów, po ponad stu latach narodowej niewoli, powstał polski zarząd miasta. Niestety, początkowo stosunki z wojennymi władzami nie układały się zbyt pomyślnie, bo kiedy we wrześniu - po trzydniowym zajęciu miasta przez Rosjan - Austriacy powrócili do Łucka, uwięzili natychmiast pracowników magistratu pod pretekstem, że ludność miasta gasiła podpalony w trakcie odwrotu most na Styrze. Na szczęście areszt trwał tylko cztery dni i wkrótce powołano nowy zarząd miejski z Konstantym Teleżyńskim jako burmistrzem.

W nowo sformowanym łuckim magistracie znalazł pracę mój wujek Włodzimierz Martyński. Mimo młodego wieku – miał wówczas 21 lat – otrzymał ważną funkcję sekretarza Rady Miejskiej i Zarządu Miejskiego w Łucku. Stanowisko to piastował aż do śmierci w 1935 roku. Był człowiekiem inteligentnym i budzącym zaufanie. Dysponował ogromną wiedzą rzeczową oraz praktyczną. Zmieniała się sytuacja polityczna, zmieniały się rządy, a kolejni burmistrzowie i prezydenci miasta korzystali z jego wiedzy i doświadczenia. T. Ołowiński, radny, a od 1930 r. burmistrz m. Łucka, dziękując sekretarzowi magistratu za pięcioletnią współpracę, pisał między innymi: „Pan Martyński jako człowiek, obywatel i urzędnik zasłużył na to, ażeby wyrazić o nim opinię jak najlepszą. Jako człowiek – inteligentny, bezwzględnie uczciwy, trzeźwy zawsze i skromny, jako obywatel – nadzwyczaj lojalny, wysoce uspołeczniony i dobry patriota, jako urzędnik doskonale przygotowany fachowo, posiada inicjatywę, bardzo pracowity, obowiązkowy, dokładny w pracy – Pan Włodzimierz Martyński jest naprawdę cennym pracownikiem miejskim i pożytecznym współpracownikiem Zarządu Miasta”.

Kilka miesięcy później, jako młoda panienka, w roli kancelistki w nowo sformowanym polskim magistracie znalazła zatrudnienie moja babcia Olimpia Martyńska, która już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i po objęciu stanowiska przez burmistrza Edmunda Martynowicza w czer-wcu 1919 roku rozpoczęła pracę w Biurze Statystycznym Zarządu Miejskiego w Łucku. Za prezydentury dra Bolesława Zielińskiego brała udział w przygotowaniu dwóch ważnych publikacji, dotyczących miasta. W 1925 roku Biuro Statystyczne łuckiego magistratu wydało monografię Łuck w świetle cyfr i faktów, natomiast w 1926 roku album Łuck w obrazach. W tej ostatniej książce babcia została uwieczniona na dwóch zdjęciach - przedstawiającym pracowników magistratu oraz pracowników Biura Statystycznego w Łucku.

Msza polowa na placu Katedralnym w Łucku 17 maja 1919 roku. Przy klęczniku generał Aleksander Karnicki. Pierwszy z lewej burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński.
zdjęcia archiwalne Olimpia Marcinkowska z domu Martyńska, od 1916 roku urzędniczka Zarządu Miejskiego w Łucku...

Po wkroczeniu do Łucka Austriaków wiele zmieniło się w samym mieście. Wszelkie sprawy urzędowe zaczęto prowadzić w języku polskim. Rolę komendanta miasta objął miejscowy notariusz Edmund Martynowicz. Powołano milicję miejską, którą kierował M. Kabziński, były dyrektor zrzeszającego Polaków Towarzystwa Wzajemnego Kredytu. W mieście przywrócono nie tylko ład i porządek, ale także polskie nazwy ulic: Bernardyńska, Katedralna, Dominikańska czy Zamkowa. Staraniem księżniczki Marii Lubomirskiej z Ławrowa w murach łuckiej katedry rozpoczęła działalność polska szkółka elementarna. Pojawiły się polskie stowarzyszenia. W mieście stacjonował jednak sztab 4. armii pod dowództwem arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Front od września 1915 roku do czerwca 1916 roku zatrzymał się na linii: Dubno, Ołyka, Klewań, około 35 km od Łucka.

To właśnie w tym okresie bezprzykładną odwagą wsławili się legioniści Piłsudskiego. Już pod koniec sierpnia 1915 roku I Brygada i III Brygada Legionów Polskich znalazły się na Wołyniu z zadaniem oczyszczenia z wroga terenów na wschód od Kowla. W ogniu zaciekłych walk Rosjan wyparto aż do rzeki Styr. Pod koniec września pod Kołkami polscy żołnierze bohatersko utrzymali swoje pozycje, odpierając wielokrotne ataki przeciwnika. Rosjanie nie zamierzali jednak bez walki przejść na wschodni brzeg Styru. W październiku i listopadzie doszło do dramatycznych starć w rejonie środkowego i górnego biegu rzeki. W ostatnich dniach października część I Brygady przemieściła się w rejon Kostiuchnówki i otrzymała zadanie wyparcia Rosjan za Styr. Przez kilka listopadowych dni trwała krwawa walka o umocnione wzgórze, które ze względu na bohaterstwo walczących tu Polaków (straty sięgały nawet 50%) nazwano później „Polską Górą”.

Pod koniec października na front wołyński z Besarabii przybyła również II Brygada Legionów Polskich. W ten sposób na jednym odcinku frontu znalazły się wszystkie oddziały legionowe. Nadal trwały ciężkie walki w rejonie Kostiuchnówki. W końcu jesieni front na Wołyniu ustabilizował się. Nastąpiła przerwa w działaniach bojowych, zdarzały się jedynie sporadyczne potyczki między patrolami. Dla oddziałów legionowych, którym powierzono kilkunastometrowy odcinek frontu od Optowej po Kostiu-chnówkę, zima oraz wiosna 1916 roku upłynęły w surowych, bardzo trudnych warunkach, jednak w miarę spokojnie. Była to przysłowiowa cisza przed burzą. Z początkiem czerwca 1916 roku ruszyła wielka ofensywa wojsk rosyjskich, przygotowana przez gen. Brusiłowa. W wyniku gwałtownych walk w ciągu kilku dni Rosjanie przełamali front pod Łuckiem. Dawna stolica Wołynia została zajęta, a wojska rosyjskie posunęły się kilkadziesiąt kilometrów na zachód. Dowództwo austro-węgierskie, dążąc do likwidacji wyłomu, rzuciło do walki wszystkie swoje rezerwy, w tym II Brygadę Legionów, która w trakcie zaciętych walk pod Gruziatynem poniosła dotkliwe straty. Kolejna faza boju rozpoczęła się 4 lipca.

Potężne uderzenie rosyjskie (z przewagą czterech do jednego) skierowane zostało na pozycje obsadzone przez I i III Brygadę Legionów pod Kostiuchnówką. W odwodzie znajdowała się skrwawiona II Brygada. To właśnie tu, pod Kostiuchnów-ką, ważyły się losy frontu wschodniego. Podczas trzydniowych walk pod huraganowym ogniem artylerii, gdzie jak wspomina Marian Kukiel: „w gruzy szły szańce, (...) ziemianki waliły się jak domki z kart”, wielokrotnie odpierano rosyjskie ataki. Zaciekła obrona spowodowała olbrzymie straty. Zginęło około 2 tys. legionistów. Niestety, wobec przełamania frontu na innych odcinkach, bronionych przez oddziały austriackie, węgierskie i niemieckie (Wacław Socha-Lipiński raportuje: „potęgi rosyjskiego uderzenie nie wytrzymały nie tylko wojska austriackie, lecz także niemieckie”), zagrożeni okrążeniem legioniści musieli wycofać się na pozycje nad Stochodem. I znów duma, ale i karność polskiego żołnierza – nie uciekali w nieładzie, ranni, półżywi posłusznie opuszczali okupione krwią stanowiska w porządku, cały czas gotowi do walki.

Zgrupowanie legionowe skierowano do odwodu i zakwaterowano w rejonie Czeremoszna. Później Legiony ruszyły jeszcze do walki pod Sitowiczami i Rudką Miryńską. Powoli impet ofensywy rosyjskiej wygasał, a 6 października 1916 roku zapadła ostateczna decyzja o wycofaniu skrwawionych oddziałów z frontu. Kampania wołyńska była najdłuższą i najbardziej krwawą batalią w historii Legionów, ale przecież legioniści, wśród których nie brakowało Wołyniaków, walczyli o polską ziemię, walczyli o honor polskiego wojska. Przypomnieli światu, jak dzielnymi, szaleńczo odważnymi żołnierzami potrafią być Polacy. Ofiara z przelanej krwi nie była daremna. Bitwa pod Kostiu-chnówką pokazała wielką wartość bojową polskiego żołnierza i - jak pisał później Józef Piłsudski - bardzo pomogła „sprawie polskiej”.

Msza polowa na placu Katedralnym w Łucku 17 maja 1919 roku. Przy klęczniku generał Aleksander Karnicki. Pierwszy z lewej burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński.
zdjęcia archiwalne Pracownicy Magistratu miasta Łucka. W środku (z laską) siedzi prezydent miasta Jan Suszyński. Obok niego po prawej Edmund Martynowicz, pierwszy burmistrz Łucka...

Tymczasem wraz z ofensywą armii gen. Brusiłowa zakończył się szczęśliwy okres restytucji polskości na Wołyniu. Wojsko rosyjskie wkroczyło do Łucka 6 czerwca 1916 roku. W mieście rozlokował się sztab armii i tu doczekał ogłoszenia rewolucji w 1917 roku. W tym okresie jakakolwiek działalność Polaków była związana z losami imperium rosyjskiego, a ono właśnie chwiało się w posadach. Ogłoszenie tzw. swobód przez rząd księcia Lwowa dało asumpt powstaniu Polskiego Komitetu Wykonawczego na Rusi, który położył szczególny nacisk na zintensyfikowanie prac nad organizacją polskiego szkolnictwa. Komisarzem Komitetu na powiat łucki został Ignacy Baliński. Za jego sprawą w Łucku podjęła działalność sekcja oświatowo--kulturalna z Adeliną Zay¬kow-ską na czele. Jej ogromnym staraniem rozpoczęły pracę dwie, subwencjonowane przez Centralny Komitet Obywatelski, polskie szkoły powszechne: przy ul. Katedralnej - tu otwarto też dwie klasy o programie gimnazjalnym (wstę¬pną i pierwszą), oraz przy ul. Jagiellońskiej. W listopadzie 1917 roku zawiązało się Koło Polskiej Macierzy Szkolnej w Łucku. Zajęło się ono całokształtem prac nad organizacją szkolnictwa polskiego. Dla osłabionego latami zaborów, a później wojny środowiska polskiego był to ogromny wysiłek finansowy i organizacyjny. Nie było funduszy, odpowiednich lokali, urządzeń szkolnych i sił nauczycielskich, nie było podręczników szkolnych i pomocy naukowych ani potrzebnych uczniom przyborów. Był za to zapał do pracy dla Polski, było wielkie poświęcenie.

Czas próby

Rewolucja bolszewicka. Dla Polaków był to bodaj czy nie najgorszy czas na przestrzeni całego narodowego zniewolenia. Wspomnienia Adeliny Zaykow¬skiej nie oddają w pełni grozy sytuacji. W walce z „pańską Polską” nad Wołyniem na długi czas rozpętała się jakaś szaleńcza krwawa pożoga. Bezczeszczono polskie kościoły i kaplice, z grobów wyciągano i rozdzierano na strzępy zwłoki, płonęły polskie dwory, a wraz z nimi rodzinne archiwa, biblioteki, dzieła sztuki i inne zbiory - cały bezcenny dorobek wieków, w okrutnych mękach ginęły dzieci, kobiety i starcy. Z ust do ust podawano wieść o straszliwej śmierci 85-letniego księcia Romana Sana-guszki ze Sławuty, nad którym oprawcy pastwili się bez litości. W jakimś zwierzęcym amoku pomordowani zostali w swoich majątkach: Chodkiewiczowie z Młynowa, Borel-Platerowie z Worobina, Bożydar-Pod-horeńscy z Szepla czy Roguscy z Nowego Stawu. Za kordon ledwo uszła z życiem zasłużona dla polskiej oświaty na Wołyniu księżna Maria Lubomirska z Ławrowa.

W wyniku ustaleń traktatu brzeskiego (delegacja Królestwa Polskiego, w przeciwieństwie do delegacji świeżo proklamowanej Ukraińskiej Republiki Ludowej, w ogóle nie została dopuszczona do rozmów) Wołyń wraz z Chełmsz-czyzną i Podlasiem przypadł Ukrainie. Wyjątek stanowiła część zachodniego Wołynia, gdzie działający od 1915 roku Komitet Obywatelski przejął od Austriaków zarząd nad obszarami późniejszych powiatów: lubomelskiego, włodzi-mierskiego, części powiatów horochowskiego i ko¬wel¬skiego. Resztę zajęły wojska niemieckie i ukraińskie, które okupowały Wołyń niemalże do końca 1918 roku. Łuck pozostawał pod okupacją niemiecką od 7 lutego 1918 roku. Sytuacja w mieście uspokoiła się. Zapanował względny porządek, zatem działacze oświatowi z Polskiej Macierzy Szkolnej mogli kontynuować pracę nad wskrzeszeniem polskiej o-światy w mieście. Podjęli próbę zorganizowania w Łucku polskiego gimnazjum. Już w lecie na dyrektora i organizatora placówki został wybrany Aleksander Ostromecki, który urzędując w małym pokoiku budynku katedralnego, od lipca 1918 roku rozpoczął przyjmowanie zapisów do pierwszej po okresie zaborów polskiej szkoły średniej w mieście. Mieściła się ona w poklasztornym gmachu na rogu ulic Dominikańskiej i Katedralnej. Z trudem skompletowano grono nauczycielskie, gdyż na Wołyniu przez lata zaborów nie mogło być zawodowych nauczycieli Polaków. Polskie gimnazjum rozpoczęło pracę we wrześniu 1918 roku. Mimo wojennej biedy, mimo głodu, mimo nękających ludność epidemii, szkoła była dumą i troską Polaków, wszak kształciła przyszłe kadry dla niepodległej Polski.

Msza polowa na placu Katedralnym w Łucku 17 maja 1919 roku. Przy klęczniku generał Aleksander Karnicki. Pierwszy z lewej burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński.
zdjęcia archiwalne Włodzimierz Martyński, sekretarz magistratu w Łucku

W grudniu 1918 roku, po wycofaniu się Niemców, wschodni i środkowy Wołyń znalazł się pod władzą Ukraińców. Niemieckie wojsko opuściło stolicę Wołynia w okresie świąt Bożego Narodzenia. W mieście zaczęło narastać napięcie. Ukraińskie oddziały były niezdyscyplinowane, co rusz wybuchała jakaś strzelanina, zaczęło brakować podstawowych produktów żywnościowych, jak pisze Adam Peretiatkowicz: „gdzieś zanikły porządek i prawo”. Rozpoczęły się aresztowania i rewizje wśród Polaków. Do więzienia trafił dr Adam Wojnicz, tak zasłużony dla miasta i miejscowej ludności. Aresztowanie powszechnie szanowanego i lubianego doktora wzburzyło łuckie społeczeństwo. W dniu jego procesu sala w Sądzie Okręgowym dosłownie pękała w szwach. Doktor został uniewinniony. Ciężkie chwile przeżywało też polskie szkolnictwo. Powody rewizji były absurdalne, na przykład w klasie występniej gimnazjum wojsko ukraińskie napędziło uczniom strachu szukając ukrytej tu rzekomo armaty. Choć nie znaleziono żadnych dowodów winy i tak w końcu polską szkołę wyrzucono z zajmowanego przez nią gmachu. Po kilku tygodniach wojsko ukraińskie opuściło Łuck, a uczniowie powrócili do swojej szkoły.

W tym okresie Wołyń był terenem intensywnych zmagań polsko-ukraińskich. Opanowanie Lwowa przez Ukraińców w listopadzie 1918 roku rozpoczęło wojnę polsko-ukraińską, która trwała prawie rok. Ciężkie walki toczyły się również na Wołyniu. W marcu 1919 roku pod Torczynem zginął słynny pułkownik Leopold Lis-Kula. Wiosną 1919 roku, w wyniku ofensywy regularnych oddziałów Wojska Polskiego, została zajęta dalsza część Wołynia. Dnia 16 maja 1919 roku Wojsko Polskie pod dowództwem generała Aleksandra Karnickiego zdobyło Łuck i przywróciło mu status miasta wojewódzkiego. Łucczanie powitali wkraczające wojsko chlebem i solą. Zapewnili mu kwaterunek i troskliwie zajęli się rannymi. Moment pojawienia się w Łucku polskiego wojska ze wzruszeniem wspomina dawna uczennica polskiego gimnazjum Sława Studzińska: „Całe miasto wyszło na ulice. (...) Żołnierzom rzucano kwiaty, wznoszono okrzyki: „Niech żyją!”. Wojsko wchodziło od strony Krasnego. (...) Prezentowali się wspaniale – Błękitna Armia Hallera i szare mundury Legionów Piłsudskiego. Radość, z jaką wchodzili do miasta i to powitanie przez jego mieszkańców...”.

Następnego dnia ksiądz kanonik Leopold Szuman odprawił pierwszą mszę polową na placu Katedralnym. W karnym szeregu, półkolem, stanęli na placu polscy żołnierze. Dla generała Aleksandra Kar¬nickiego na dywanie przy ołtarzu czekał specjalnie przygotowany klęcznik. Za dowódcą stanęli oficerowie sztabu, po lewej stronie burmistrz Łucka Konstanty Teleżyński. Na prawo, przy murach katedry, zgromadzili się mieszkańcy miasta. Byli wśród nich ci najbardziej zasłużeni w walce o polskość Wołynia, których nazwiska, dzisiaj już zapomniane, może właśnie przy okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, wypada przypomnieć. A zatem ci, którzy pod zaborami, w najtrudniejszym dla Polaków okresie, dążyli do scalenia i umocnienia polskiej społeczności Łucka, członkowie Łuckiego Towarzystwa Dobroczynności przy kościele katedralno-parafialnym: Wardeńscy, Starczewscy, Feliń-scy, Rzążewscy, Pomianowscy, Miłaszewscy. Rodzina mecenasa Witolda Kuczyńskiego, inicjatora powstania Łuckiego Towarzystwa Rolniczego oraz Łuckiego Towarzystwa Wzajemnego Kredytu oraz rodzina Mariana Kabzińskiego, dyrektora ŁTWK. Wiele z tych osób pod patronatem księdza kanonika L. Stańkowskiego w 1906 roku zaangażowało się w tworzenie łuckiego oddziału Towarzystwa „Oświata”, za sprawą którego w Łucku pojawiły się pierwsze polskie szkółki.

Byli też ci, którzy w czasie wojennej zawieruchy mieli odwagę sformować pierwszy po ponad stu latach polski magistrat: rodzina pierwszego burmistrza miasta Ignacego Rzążewskiego i rodzina jego następcy Konstantego Teleżyńskiego. Rodzina pierwszego polskiego komendanta miasta Edmunda Martynowicza. Byli też ci, którzy w trakcie wojennego chaosu zakładali w Łucku sekcję kulturalno-oświatową Polskiego Komitetu Wykonawczego na Rusi, czyli Balińscy, Zaykowscy i Peretiatko¬wiczo-wie, a także inni zasłużeni obywatele miasta, wśród których nie zabrakło rodzin moich dziadków i krewnych: Mar-tyńskich, Kazimierskich czy Kernów. Przy ołtarzu pod sztandarem z Matką Boską stanęli weterani powstania styczniowego: Stanisław Grabowski i Edward Rottermund oraz dopiero co uwolniony z ukraińskiego więzienia dr Adam Wojnicz. Ksiądz kanonik Leopold Szuman powitał w Lubartowym grodzie dzielnych polskich żołnierzy pamiętnymi słowami: „Ani oko ojców naszych nie widziało, ani ucho dziadów naszych nie słyszało tego, co Bóg miłosierny, a sprawiedliwy nam oglądać i słyszeć dozwolił. Z nami razem jakże się radują i te mury stare: Zamku, Katedry, klasztorów i szkół starodawnych, że się doczekały swoich prawdziwych gospodarzy i opiekunów. Przez wiek cały każdy kamień tutaj wzdychał do ciebie, polski żołnierzu!”.

Małgorzata Ziemska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.