Wskoczą za sobą w ogień. Wyjątkowa miłość strażaków [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne Martyny i Łukasza Materzoków
Arek Biernat

Wskoczą za sobą w ogień. Wyjątkowa miłość strażaków [ZDJĘCIA]

Arek Biernat

Łączy ich miłość i pasja. Poznajcie Martynę i Łukasza Materzoków, strażackie małżeństwo z Radlina. Bez najmniejszego cienia wątpliwości można stwierdzić, że za sobą są w stanie wskoczyć w ogień.

Można w sumie tak powiedzieć, że za sobą jesteśmy w stanie wskoczyć nawet w ogień - śmieją się Martyna i Łukasz Materzokowie z Radlina. To wyjątkowe małżeństwo, bo strażackie. Łukasz na co dzień pracuje w Zakładowej Straży Pożarnej w KWK Jankowice. Jest też zastępcą naczelnika OSP Biertułtowy, do której od kilku lat należy Martyna. Przed walentynkami poznajcie historię strażackiej miłości.

Zaręczyny na ćwiczeniach

Znają się od dzieciństwa, kiedy to m.in. wspólnie jeździli na rowerach. Z czasem uczucie zrodziło się w coś więcej niż przyjaźń. Kiedy Łukasz rozpoczął pracę w Zakładowej Straży Pożarnej w KWK Jankowice, dodatkowo połączyła ich wspólna pasja. - Martyna lubiła wypytywać mnie o to, co się działo w pracy. Czy były akcje, czy nie. Bardzo ją to ciekawiło i coraz bardziej interesowała się sprawami straży pożarnej - tłumaczy Łukasz Materzok.

Martyna, pierwszą i poważną styczność ze strażakami miała w czasie jednych z ćwiczeń strażackich. To podczas nich doszło do zaręczyn. O których wcześniej jednak nie wiedziała. - W porozumieniu z komendantem i kolegami udało mi się zorganizować strażackie zaręczyny. Nie udałyby się one bez pomocy rodziców, którzy musieli Martynę wyciągnąć z domu. Były to zwykłe ćwiczenia, a nie festyn, więc trudno byłoby ją ot tak namówić na przyjazd - dodaje Łukasz.

Do tego celu uknuto intrygę. Rodzice pod pretekstem pokazu nożów kuchennych postanowili przyszłą narzeczoną wyciągnąć z domu. Choć Martyna ma wykształcenie gastronomiczne, nie był to do końca przemyślany pomysł. - Myśleli, że jak jestem po gastronomii, to mi się spodoba. A ja takich pokazów nienawidzę. Uważam, że to nuda. Powiedziałam, Matko jedyna! No ale wyszłam z domu - wspomina Martyna Materzok. W międzyczasie był też „niespodziewany” telefon. Łukasz postanowił zaprosić wszystkich na ćwiczenia do pobliskich Świerklan.

Po ich zakończeniu opowiadał rodzicom i Martynie co znajduje się we wszystkich skrytkach samochodu gaśniczego. W ostatniej był... bukiet kwiatów, no i pierścionek zaręczynowy. W ubraniu koszarowym uklęknął i zapytał czy wybranka serca zostanie jego żoną. - Oczywiście, że powiedziałam tak. Choć byłam w dużym szoku. Dopiero po dwóch godzinach do mnie dotarło, co się stało - śmieje się Martyna. Szybciej za to opamiętał się jej nowy narzeczony. Bowiem koledzy postanowili schłodzić atmosferę i wężem strażackim zlali go solidnie wodą.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kiedy Ochotnicza Straż Pożarna Biertułtowy szukała kierowcy, został nim Łukasz. - Martyna też wypytywała mnie o sprawy w OSP. Jak to wygląda i co robimy. Zaprosiłem ją więc, aby przyszła na jedno z nich - tłumaczy obecny zastępca naczelnika w OSP Biertułtowy.

Było jedno, drugie i trzecie spotkanie. Potem przeszła bez problemu kurs i została pełnoprawnym strażakiem.

Do kościoła na syrenach

Ślub niezwykłej pary nie mógł odbyć się bez akcentów strażackich. Na medal spisali się koledzy z OSP Biertułtowy oraz z Zakładowej Straży Pożarnej. Cały Radlin niemal stanął na nogi.

Praktycznie od domu Łukasza wszystkiemu towarzyszyły wozy strażackie jadące na sygnałach. - Słyszałam. Wiedziałam, że muszę kończyć przygotowania i schodzić. To było niezwykłe - mówi Martyna. Również do ołtarza młodą parę odprowadzili strażacy.

Łukasz i Martyna mieli także niezwykłą sesję ślubną. Był m.in. pierwszy taniec na dachu samochodu gaśniczego Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śl. - Do tej pory zastanawiam się, jak tam weszłam po tej wąskiej drabince w szpilkach i w sukni - śmieje się małżonka. Nie zabrakło zdjęć przy samochodach oraz wspólnego gaszenia pożaru.

Syrena. Jedziemy na akcję!

Teraz już nie tylko rozmawiają o sprawach straży pożarnej, ale również wspólnie wyjeżdżają do akcji. Było ich już kilkadziesiąt. Jedna z poważniejszych miała miejsce tuż po ślubie. To też ciekawe, że jeszcze nie zdołali wyjechać w podróż poślubną, a już musieli wyjechać do akcji. Było to zadymienie w domu.

- Dowódca rozkazał, że Martyna wraz z kolegą muszą wejść do środka na rozpoznanie. Weszła bez wahania. Jako kierowca musiałem zostać. Zapaliła się czerwona lampka. W końcu to żona. Ale jednak w takich sytuacjach jestem pewny jej umiejętności. Dodatkowo przy niej są dobrze wyszkoleni strażacy z naszej jednostki. O większym strachu więc nie ma mowy - opowiada Łukasz Materzok. Straż pożarna to ich wspólna pasja. Po otrzymaniu sms-a o treści ALARM 998, bez wahania są w stanie w środku nocy wstać z łóżka i pojechać na akcję. - Łukasz ma zawsze przygotowane spodnie, bluzę, czy buty. Ze mną różnie to bywa. Przeważnie biorę to co jest pod ręką. - uśmiecha się Martyna. Raz na akcję ubrała eleganckie, czerwone buty. Przebrała je dopiero w samochodzie jadącym do zdarzenia. Podczas akcji strażacy wchodzący do samochodu po sprzęt mocno je zadeptali. - Były całe czarne. Ale byłam zła na siebie Dopiero po kilku próbach udało mi się je wyczyścić. Potem w remizie trochę mi dogryzali i pytali się, jak tam buty. Wiadomo, żarty - dodaje.

Zdarza się, że w jednym wozie jest aż trzech Materzoków. Bo pasji strażackiej uległ także ojciec Łukasza - Wszyscy mieszkamy razem w jednym domu. Wybiegając z niego, często nie mieścimy się w drzwiach. Zdarza się, że ja jestem dowódcą i wydaję rozkazy. Muszą się słuchać, nie ma innej opcji - przyznaje Łukasz.

Bywa również tak, że słysząc syrenę trzeba też opuścić przyjęcie urodzinowe. - Rodzina już wie, że przy stole muszą być ścieżki ewakuacyjne - śmieją się Martyna i Łukasz.


Arek Biernat

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.