Natalia Dyjas-Szatkowska

Wyjątkowy dzień w roku

Jedną z nietypowych Wigilii była ta na oddziale pediatrycznym zielonogórskiego szpitala. Wolonta¬riusze w tym skrzypaczka Julia Frankowska i wokalistka Fot. Mariusz Kapała Jedną z nietypowych Wigilii była ta na oddziale pediatrycznym zielonogórskiego szpitala. Wolonta¬riusze w tym skrzypaczka Julia Frankowska i wokalistka Ela Samosiuk zagrali koncert dla pacjentów
Natalia Dyjas-Szatkowska

- Przeżyłem jedną nietypową Wigilię. To było w Egipcie. Na dworze upał, wokół nas pustynia. A o świętach przypominał tylko mały, plastikowy Święty Mikołaj na jednym ze stołów w restauracji.

Wigilia to szczególny, pełen wzruszeń czas. Ale czasem Boże Narodzenie może być bardzo nietypowe. Takie święta wspomina Jarosław Marek Sobański z kabaretu Zachodniego: - Przeżyłem w swoim życiu jedną bardzo nietypową Wigilię. To było w Egipcie, na zewnątrz upał, wokół nas pustynia. Spędzałem tę Wigilię w małej restauracji, w której ludzie chyba nawet nie wiedzieli, że to czas świąt. Jedynym akcentem świątecznym był mały, plastikowy Święty Mikołaj na jednym ze stołów. To mimo wszystko były bardzo miłe święta, ale brakowało mi kutii mojej babci. Bo trzeba wiedzieć, że moja babcia robiła najlepszą kutię. Na szczęście w tym roku już ją zjem. Niestety, nie będzie to kutia mojej babci, która jednak zdążyła przekazać tajniki tej potrawy mamie...

Czasem okres wigilijny może obfitować w niezwykłe wydarzenia. Tak okres świąteczny jawi się we wspomnieniach Agaty Miedzińskiej, dyrektor Zielonogórskiego Ośrodka Kultury:

- Są takie dwie Wigilie, które pamiętam szczególnie. Pierwsza z nich musiała dziać się prawdopodobnie podczas stanu wojennego, bo w momencie, w którym ta historia miała miejsce, produkty były wydawane na kartki. Pamiętam, że z tą Wigilią kojarzy mi się straszny stres. Byłam u dziadków, którzy mają siedmioro dzieci, więc zjechało się do nich naprawdę bardzo dużo osób. Wujostwo, stryjostwo. No wszyscy! Ciocia kazała mi zejść na dół po cukierniczkę. A przypominam, że cukier też był na kartki. Wzięłam tę cukierniczkę i szłam z nią na górę i... poślizgnęłam się. Cały cenny cukier wysypał się na podłogę. I co zrobiła cała moja rodzina? Siadła przy tym rozsypanym cukrze i na niego dmuchała, by go oczyścić... Druga wigilia, która mi jakoś zapadła w pamięci, to ta, kiedy byłam już młodą panienką. To mógł być 1988 lub 1989 rok. Wigilia odbywała się na wsi. Dostałam pod choinkę piękny, biały sweter w niebieskie kwadraty. Cudo! A tradycją na wsi było to, że chodzili kolędnicy. Tym razem też zbliżali się do naszego domu.

Pamiętam Wigilię po ogłoszeniu stanu wojennego i atmosferę niepewności, co dalej będzie

Wiadomo było, że kolędnicy brudzą młode dziewczyny sadzą... I przyszli ci moi kumple z klasy, przebrani za różne postaci i zaczęli robić harmider na podwórku. Mój 95-letni wtedy dziadek zapewnił mnie, że do nich pójdzie i na nich nakrzyczy, by się tak źle nie zachowywali. Uwierzyłam mu i pewnie poszłam za nim, chcąc zobaczyć, jak będzie na nich krzyczał. Dziadek otwiera drzwi, a ja słyszę, jak woła do moich kolegów: „Bierzcie ją, bo dłużej jej nie utrzymam!”. Dziadek dla zabawy mnie okłamał. Wszystko po to, by kolędnicy mogli mnie posmarować sadzą. I posmarowali mnie i mój piękny, bieluśki sweter. Nie doprałam go już nigdy...

Jak Wigilia najbardziej zapadła w pamięć Robertowi Czechowskiemu, dyrektorowi Lubuskiego Teatru?
- Pamiętam Wigilię tuż po ogłoszeniu stanu wojennego. Miałem 21 lat i byłem na drugim roku studiów. Nie bardzo wiedzieliśmy, co się dzieje. Dziekan Igor Przegrodzki dał nam wtedy sporo wolnego, żebyśmy wrócili do rodzinnych miejscowości. Pamiętam, że powiedział nam wtedy: „Wsiadajcie, w co możecie i wracajcie do domu”. Sporą grupą poszliśmy na dworzec we Wrocławiu, by złapać jakikolwiek transport. Spotkaliśmy wtedy mężczyznę, który miał przyczepiony do klapy kurtki opornik - symbol „Solidarności”. I wtedy ten człowiek, nam, niewiedzącym, czego się spodziewać, powiedział wprost: „Lepiej wracajcie do domu, bo może się polać krew”. Udało mi się dostać do pociągu towarowego i jakoś dojechać do rodzinnego Rzeszowa. I co mnie poruszyło w tej Wigilii 1981 roku to fakt, że jak zawsze moi rodzice opowiadali przy stole historie o dawnych przodkach, walczących w powstaniu listopadowym chociażby, tak wtedy moja mama zaczęła wspominać czasy wojenne, kiedy sama była mała dziewczynką. Pamiętam tę atmosferę niepewności, co się stanie? Co będzie dalej? Bardzo to przeżywaliśmy... I to poczucie czegoś bardzo ważnego, że wspólnie jesteśmy przeciwko jednemu wrogowi... Kiedy patrzę na to, co się teraz dzieje w kraju, to przypomina mi się tamten czas. I może to zabrzmi górnolotnie, ale myślę, że Wigilia jednoczy rodzinę i właśnie od domu rodzinnego zaczyna się Polska...

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.