Z Archiwum DZ. Rozmowa z Franciszkiem Pieczką: Nawet gdybym jeszcze 100 lat żył poza Śląskiem, umrę jako Ślązak

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Marcin Zasada

Z Archiwum DZ. Rozmowa z Franciszkiem Pieczką: Nawet gdybym jeszcze 100 lat żył poza Śląskiem, umrę jako Ślązak

Marcin Zasada

Zmarł Franciszek Pieczka. Sięgnęliśmy do naszego archiwum i rozmowy jaką DZ opublikował z nim przed pięcioma laty. Jest wciąż aktualna. Franciszek Pieczka mówił w Dzienniku Zachodnim o tym, czym jest śląskość oraz życie i umieranie jako Ślązak. O laniu na goły tyłek za „Znachora”, o błaznowaniu przy Stalinie i spóźnieniu na własny ślub. O byciu niczym gwiazda rocka, o Kutzu, który rzucał mięsem, o sikaniu u Wajdy i Kieślowskim, który nie pisał dialogów.

Cierpliwości proszę, będzie długi cytat: „U krytyczka czasem zdarza się półeczka. I usadza on aktorka sobie na niej. A tu nagle się pojawia Franek Pieczka. Gdzie nie siądzie, to półeczkę zaraz łamie. W każdej rólce umie znaleźć to z człowieczka, co w nim ważne i ciekawe… I krytyczek jest bezradny. Gdy się kładzie do łóżeczka, gasi świeczkę, to mu nadal świeci… Pieczka”.
No, ładne. Nie znałem tego.

Znalazłem w internecie. Autor wierszyka niestety nieznany.
Szkoda, widać, że ma poczucie humoru.

I chyba rację. Podobno pan złej recenzji od krytyka w życiu nie dostał. Nawet za komuny. Nawet od Sławomira Mrożka.
Nigdy nie przywiązywałem do tego większej wagi. Kiedyś byłem za młody, by się przejmować, a później po prostu mnie nie obchodziło, co kto o mnie napisze.

To pewnie nie powie mi pan, jaki jest najlepszy komplement dla aktora?
Powiem panu, co to znaczy być dobrym aktorem. Trzeba najpierw być człowiekiem, żeby również jako aktor móc zawsze spojrzeć w lustro i nie wstydzić się za siebie. Z tym dziś bywa różnie.

Najlepszy komplement, pan pozwoli. Jan Nowicki powiedział o panu, że jest pan prawdą. Przy całej górnolotności, to brzmi dobrze.
Tak, dla aktora to wielki komplement.

Wracam do domu, a ojciec już czeka z pasem. Lał mnie po gołym tyłku i krzyczał: „Jo ci dom Znachora!”

Dla odmiany, Al Pacino mawiał, że przez całe życie przeżywa cudze emocje i gra kogoś, kim nie jest. To też prawda?
Na pewno nigdy nie traktowałem swojego zawodu jako posłannictwa. Ale czuję pełną odpowiedzialność za to, jak wielki wpływ ma aktorstwo na widza i jego emocje. Zawsze byłem zwolennikiem aktorstwa emocjonalnego. Takiego, które poprzez emocje skłania widza do refleksji intelektualnej, a nie odwrotnie.

Którym Franciszkiem Pieczką z kina jest Franciszek Pieczka?
Żadnym! Siebie nigdy nie grałem (śmiech). Ale oczywiście są role, które z perspektywy czasu bardzo sobie cenię. To przede wszystkim Matis z „Żywotu Mateusza”, Haratyk ze „Słońce wschodzi raz na dzień” i chyba Jańcio Wodnik Kolskiego.

A to wszystko dzięki temu, że jako 10-latek wymykał się pan z domu do kina?
Ojciec nie chciał, żebym do kina chodził. Mówił, że to świństwo, deprawacja i bezbożność. Gdy w 1938 roku Polacy wkroczyli na Zaolzie, pomaszerowałem z Godowa do czeskich Petrovic, żeby zobaczyć „Znachora”. Kazimierz Junosza-Stępowski był w tej roli nieprawdopodobny! Ze starszymi kolegami zasuwaliśmy do kina z kilkanaście kilometrów na piechotę.

Karolina Misztal Franciszek Pieczka mieszka w domu w Falenicy razem ze swoim synem, jego żoną i trojgiem wnucząt. Często towarzyszą mu podczas imprez i publicznych wystąpień. Na zdjęciu z wnuczką Alicją podczas tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Aktor na imprezie odebrał Nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich, a także złotą odznakę i świętował swoje 90. urodziny

Co było większym wyczynem dla 10-latka: wyślizgnąć się z domu czy wślizgnąć się do kina?
Ha! Wróciłem do domu, a ojciec już czekał na mnie z pasem. Lał mnie pasem po gołym tyłku i krzyczał: „Jo ci dom Znachora! Jo ci dom Znachora!”. Gdy już zostałem aktorem, żartowałem z ojcem: „Widzisz, jak to bicie pasem mi było potrzebne”. Później chodziłem też oglądać filmy w Wodzisławiu. I tata dalej był nieprzejednany: „Pierona, żeby tam bomba jaka rypła, żeby to bezbożnictwo rozwaliła!” - mówił.

Rypła w końcu?
Jak przyszły naloty na Wodzisław, to kamienice rozwaliły, nawet na kościół spadła bomba, a kino zostało nieruszone. Odpowiadałem ojcu: „Patrz, jaka to niesprawiedliwość ze strony kogoś, kto tym wszystkim kieruje”.

Jeśli ojciec nie chciał w domu aktora, to na kogo chciał wychować syna?
Na górnika! Bo sam pracował pod ziemią, tak jak jego ojciec. Nawet polecał mi tę robotę: „Patrz synek, na gowa ci nie kapie, dyszcz nie lyje, pod dachem żeś jest głęboko”.

Pozostało jeszcze 80% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Marcin Zasada

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.