Zadźgał nożem miłość życia w pierwszym dniu wolności

Czytaj dalej
Artur Drożdżak

Zadźgał nożem miłość życia w pierwszym dniu wolności

Artur Drożdżak

Na sali rozpraw Boguś płakał jak bóbr i mówił, że nie miał zamiaru uśmiercać Władzi, bo z nią planował ślub. - To wszystko przez ten pier... alkohol - łkał. Teraz ma 13 lat odsiadki na przemyślenie tego, co zrobił.

To nie była para jak z żurnala, której zdjęcia mogłyby zdobić okładki kolorowych pism o celebrytach. Władzia, czyli Władysława S. miała męża, dzieci i mieszkanie socjalne od Gminy Kraków przy ul. Benedykta. Życiowy partner zmarł w 2009 r., a potem było kolejne nieszczęście, bo kamienica trafiła w prywatne ręce i Władzi ciężko było się utrzymać z renty ZUS.

Finansowo i materialnie wspierały ją dzieci. Leczyła się z uzależnienia od alkoholu, a po wypadku samochodowym poruszała się o kuli. Przeszła też operację zaćmy, czekał ją również zabieg na drugie oko. Potrzebowała męskiego wsparcia i rok, dwa po śmierci męża poznała Bogusia, o 6 lat starszego recydywistę.

Para po przejściach

Początkowo spotykali się po kryjomu. Boguś nie traktował jej jak damy. Potrafił krzyknąć, szturchnąć, rzucić grube słowo. Jak był trzeźwy, to chłop do rany przyłóż.

Kupował Władzi leki, rąbał drzewo na opał, robił zakupy, malował pokoje. Spełniał wszystkie męskie role.

Gdy sięgał po wódkę, to wstępował w niego diabeł. Stawał się agresywny i impulsywny. Dzieci Władzi widziały, że matka chodzi posiniaczona, ale ona broniła Bogusia i nie chciała się go pozbyć z mieszkania, gdy tam się pojawiał między wyrokami.

- Nieszczęśliwie się przewróciłam - tak tłumaczyła obrażenia ciała.

W lutym 2017 r. Boguś rozpoczął kolejną odsiadkę roku więzienia za włamania. Władzia na widzeniach w Zakładzie Karnym w Podgórzu była ze 20 razy, czekała też na wybranka przed bramą, gdy wyszedł warunkowo na wolność w miarę szybko - już 14 listopada 2017 r.

Była mu wierna, choć sąsiedzi widzieli, że coś za często rozmawia z Andrzejem, sąsiadem z kamienicy, który miał pseudonim „Kaszanka”. Częstował ją papierosami, a ona w zamian rozwieszała mu pranie. Taki niewinny flirt.

Dzień niewoli i wolności

Boguś przed więzienną bramą przy Czarnieckiego pojawił się dokładnie o 16.20 razem z Jarkiem, kumplem spod celi.

Z Władzią we troje poszli do sklepu i kupili artykuł pierwszej potrzeby, czyli 0,7 litra wódki. Ruszyli kilka przecznic dalej na ul. Benedykta.

Na miejscu usiedli romantycznie przy świeczkach, bo było ciemno, a w mieszkaniu Władzi nie było prądu. Potem Jarek z Bogusiem wyskoczyli po kolejną flaszkę. Gdy wrócili, Władzi wyrwało się z zazdrości, ale bezosobowo: znów był u tej k...? Boguś skwitował to zdaniem: idź ty wariatko.

Imprezka szybko nabrała rumieńców i sąsiedzi po odgłosach zza ściany błyskawicznie się dowiedzieli, że Boguś wrócił z paki.

Słychać było wulgarny męski głos, a potem damski, który go uspokajał. Ta sonata na dwa głosy trwała do północy.

Mimowolny świadek

Jarek usnął na fotelu, a gdy na jeden moment się ocknął, zapamiętał, że Boguś zapłakał i rzucił miękko: zabiłem ją. Potem odprowadził Jarka na przystanek tramwajowy przy Placu Bohaterów Getta i już sam wrócił do mieszkania.

Czytaj dalej, a dowiesz się: 

  • Dlaczego Boguś próbował uciec? 
  • Co sprawiło, że policja wykluczyła samobójstwo? 
  • Jaki wyrok usłyszał zabójca? 
Pozostało jeszcze 59% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.