Zeznania policjantów zamiast nagrań wyjaśnień Adama Z. Wystarczy?

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Joanna Labuda

Zeznania policjantów zamiast nagrań wyjaśnień Adama Z. Wystarczy?

Joanna Labuda

Dlaczego śledczy nie zbadali wcześniejszych kontaktów Adama Z. z kobietami, a policjanci nie utrwalili wersji o zabójstwie? Przed procesem mnożą się pytania, bo o winie oskarżonego świadczą tylko poszlaki

3 stycznia 2017 r. rozpocznie się proces w najgłośniejszej sprawie kryminalnej ostatnich miesięcy. Na ławie oskarżonych usiądzie Adam Z. - mężczyzna, który według prokuratury zabił Ewę Tylman. Udało nam się dowiedzieć, że podczas pierwszej rozprawy Z. skorzysta z prawa do odmowy składania wyjaśnień, ale uzupełni te, które złożył jeszcze w trakcie śledztwa.

Zanim sprawa trafiła na wokandę, poznańscy śledczy z rozmachem prowadzili postępowanie przygotowawcze. Mimo to, zdaniem Jerzego Jakubowskiego, byłego szefa poznańskiego CBŚ, w postępowaniu zabrakło kluczowych czynności. Gdzie popełniono błędy?

Kluczowe 48 godzin
Jednym z głównych dowodów w sprawie są zeznania policjantów, którzy brali udział w zatrzymaniu oskarżonego. To im Adam Z., miał przyznać, że pokłócił się z Ewą, zepchnął ją ze skarpy, a następnie nieprzytomną zaciągnął do koryta rzeki i wrzucił do wody. „Rozmowa” odbyła się tuż po jego zatrzymaniu na początku grudnia, czyli w kluczowym momencie śledztwa. Dlaczego jednak nie utrwalono wersji, na której teraz opiera się akt oskarżenia i dlaczego zamiast protokołu przesłuchania jest notatka?

Jak mówi Jerzy Jakubowski, były szef poznańskiego CBŚ, moment zatrzymania ma szczególne znaczenie dla całego śledztwa. Przez to, w jaki sposób postępuje się z zatrzymanym, można doprowadzić do sytuacji, która w dalszym postępowaniu prawdopodobnie się już nigdy nie powtórzy. Właśnie wtedy pojawia się szansa, że człowiek będzie chciał zrzucić z siebie ciężar emocjonalny i zacznie mówić.

- Wydaje mi się, że w tym wypadku całkowicie to zlekceważono. Jak to możliwe, że zatrzymany podał funkcjonariuszom wersję wydarzeń, a na miejscu nie było nikogo, kto - aby zabezpieczyć dowody - przesłuchałby go „na protokół” - komentuje Jerzy Jakubowski. - To jest kanon, który obowiązuje w policji i prokuraturze już od ponad 30 lat. W takiej sytuacji nie tylko natychmiast się przesłuchuje, ale też utrwala to przy użyciu kamery. Sąd powinien mieć możliwość oceny każdego gestu i słowa, które padło podczas takiej rozmowy - dodaje. Jak się okazuje, choć w poważnych sprawach prowadzonych o zbrodnie wydanie postanowienia o przedstawieniu zarzutów zastrzeżone jest dla prokuratura, to w sytuacji, jak ta, kiedy Adam rzekomo przyznał się do zabójstwa, mieli prawo to zrobić policjanci.

Artykuł 308 par. 2 KPK, mówi o tym, że w sytuacjach, gdy istnieje niebezpieczeństwo zatarcia lub utraty dowodów przestępstwa, można przesłuchać osobę w charakterze podejrzanego jeszcze przed wydaniem tego postanowienia. W tym przypadku tak się nie stało i zamiast protokołu przesłuchania - na okoliczność rozmowy z Adamem Z. została sporządzona notatka (która nie ma jednak mocy dowodowej), czego następstwem było powołanie policjantów na świadków. Jak wiadomo, Adam już nigdy tej wersji nie powtórzył. - Dla mnie jest to niepojęte, że nie wykorzystuje się tego paragrafu. Oczywiście, zeznania funkcjonariuszy to również dowód i sąd będzie oceniał, czy jest on wiarygodny, ale nieporównywalnie ważniejszym dowodem byłoby utrwalenie wyjaśnień. Mam nadzieję, że z tym mężczyzną rozmawiali policjanci z dochodzeniówki, którzy potrafią przesłuchiwać i są do tego profesjonalnie przygotowani, a nie chłopcy z prewencji - dodaje Jakubowski.

Jak udało nam się ustalić, wszyscy policjanci, którzy mieli rozmawiać z Adamem, służą w Wydziale Kryminalnym Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, a jeden z nich zajmuje w nim kierownicze stanowisko. Wśród nich jest też policjantka, której - jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji - Z. miał jako pierwszej opowiedzieć, co wydarzyło się nad Wartą.

Sprawdzą, czy policjanci użyli siły
W lipcu tego roku Adam Z. złożył zawiadomienie o tym, że policjanci siłą zmusili go do przyznania się do winy. Według naszych informacji, papiery najpierw trafiły na biurko Prokuratora Generalnego, który następnie przekazał je śledczym z Prokuratury Rejonowej we Wschowie.

- Według zawiadamiającego do zmuszania go do złożenia wyjaśnień odpowiedniej treści miało dojść na początku grudnia 2015 roku w trakcie przesłuchania w siedzibie policji w Poznaniu. Adam Z. sformułował zarzuty wobec trzech policjantów - potwierdza w rozmowie z nami prok. Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

Media poinformowały ostatnio opinię publiczną, że śledczy mają zaświadczenie lekarskie, z którego wynika, że u Adama Z. nie stwierdzono widocznych obrażeń. Udało nam się ustalić, że prokurator rejonowy we Wschowie nie ma żadnych dokumentów z obdukcji po rzekomym użyciu siły wobec oskarżonego. - Prokurator dysponuje jedynie zaświadczeniem lekarskim wystawionym w grudniu 2015 roku, w którym stwierdzono brak przeciwskazań do przebywania podejrzanego w warunkach zamkniętych - dodaje Zbigniew Fąfera.

O to, czy rzekome przymuszanie oskarżonego będzie podnoszone w sądzie, zapytaliśmy mec. Ireneusza Adamczaka, obrońcę Adama Z. - To także będzie przedmiotem procesu. Mamy dowody, że do takiej sytuacji doszło, ale w tej chwili nie mogę ujawnić szczegółów - przyznaje mecenas Ireneusz Adamczak.

Adam Z. został w tej sprawie przesłuchany 2 grudnia i podtrzymał stawiane zarzuty wobec policjantów. W dalszej kolejności przesłuchani zostaną oskarżani przez niego funkcjonariusze. Tych broni z kolei Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

- W wielu innych sprawach podejrzani bądź też oskarżeni o bardzo poważne przestępstwa niejednokrotnie obwiniali policjantów o nieprawidłowe działania. W mojej ocenie jest to próba podważenia jednego z ważnych dowodów w tej sprawie i linia obrony, którą przyjął oskarżony. Policjanci są gotowi do złożenia zeznań - zapewnia z przekonaniem Andrzej Borowiak.

Relacje z kobietami
Podczas postępowania przygotowawczego prokuraturze nie udało się ustalić motywu, jaki miał popchnąć Adama Z. do zbrodni. Na listopadowej konferencji prasowej prok. Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka poznańskiej Prokuratury Okręgowej, mówiła, że nie jest to sprawa, w której motyw zostałby podany na tacy, a Adamem Z. mógł kierować strach. Przypomnijmy, że jeszcze na początku śledczy brali pod uwagę motyw seksualny. Jak się jednak okazuje, ostatecznie w ogóle nie zbadano ani wcześniejszych relacji oskarżonego z kobietami, ani tego, czy pod wpływem alkoholu bywał w stosunku do nich agresywny.

- Adam Z. był poddany badaniom psychiatrycznym. W opinii biegli nie wspominają, aby miał problemy z kontrolowaniem agresji. Natomiast nie badaliśmy jego wcześniejszych kontaktów z kobietami - przyznała Magdalena Mazur-Prus.

Oskarżony od początku deklaruje, że jest osobą homoseksualną. Ustaliliśmy, że od ponad roku miał partnera, jednak - jeszcze zanim przeprowadził się z Piły do Poznania - przez kilka lat był w związku z kobietą. Według opinii jego znajomych, z Ewą łączyły go ciepłe, koleżeńskie relacje. W rozmowie z koleżanką, o której informowaliśmy w ubiegłym miesiącu, mówił o 26-latce, jako o najbliższej mu osobie w Poznaniu.

Wątpliwości budzą natomiast jego relacje z innymi kobietami. Z naszych ustaleń wynika, że niektórych miał nie darzyć szacunkiem i traktować „przedmiotowo”. Swojemu przyjacielowi, który żalił się na zachowanie jednej z nich, kazał „wziąć su*ę na smycz”, żeby wiedziała, kto jest „panem”. Zaznaczamy, że sformułowanie padło jednak podczas luźnej rozmowy.

- Wcześniejsze kontakty oskarżonego z kobietami powinny być zbadane przez prokuraturę, choćby po to, by uprawdopodobnić lub wykluczyć wersję, że nie doszło do kontaktu seksualnego lub próby takiego kontaktu - komentuje Jerzy Jakubowski.

Ślad Ewy na ubraniu oskarżonego
W śledztwie dotyczącym śmierci Ewy Tylman przesłuchano około 200 świadków i powołano kilkunastu biegłych. Podczas jednego z eksperymentów procesowych śledczy weryfikowali, czy oskarżony w ciągu kilku minut był w stanie zepchnąć Ewę ze skarpy i wrzucić jej ciało do rzeki. Natomiast - jak możemy się domyślać - w czasie badań antropologicznych prokuratura sprawdzała, czy na nagraniach z moni-toringu faktycznie widać oskarżonego i Ewę Tylman.

Przeprowadzono kilkadziesiąt czynności. Jedną z nich było także zabezpieczenie odzieży, którą Adam miał na sobie tragicznej nocy. Od osoby znającej szczegóły postępowania przygotowawczego wiemy, że w tym samym ubraniu (kurtce, spodniach i butach) pojawił się kolejnego dnia, by złożyć zeznania. Do badań przekazano je jednak dopiero kilka dni później. Mimo upływu czasu, na odzieży Adama znaleziono ślady DNA Ewy Tylman (na zapisach z monitoringu widać, że idą przytuleni, a także przewracają się, a mężczyzna spada na koleżankę) oraz innych osób. Prok. Magdalena Mazur-Prus poinformowała, że biegli szukali również mikrobów żyjących w rzece, co mogłoby jeszcze bardziej uwiarygodnić wersję o wrzuceniu kobiety do Warty. Żadnych mikroorganizmów jednak nie znaleziono. Pozostaje pytanie, czy można było zrobić to wcześniej?

Joanna Labuda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.