Znany fizyk UMK w Toruniu lustrowany drugi raz! Prof. Andrzej Kowalczyk był TW Andrzejem?

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Polska Press
Małgorzata Oberlan

Znany fizyk UMK w Toruniu lustrowany drugi raz! Prof. Andrzej Kowalczyk był TW Andrzejem?

Małgorzata Oberlan

Ruszył drugi proces lustracyjny prof. Andrzeja Kowalczyka, znanego fizyka UMK w Toruniu, twórcy tomografu optycznego. To wynik skutecznej apelacji prokuratury IPN.

Emerytowany już fizyk UMK ma obecnie 73 lata i po raz drugi staje przed Sądem Okręgowym w Toruniu oskarżony o kłamstwo lustracyjne. Miał zataić współpracę z esbecją jako TW Andrzej. W pierwszym procesie został od tych zarzutów całkowicie uniewinniony, ale Sąd apelacyjny w Gdańsku, po odwołaniu się prokuratury IPN, zarządził sprawę rozpoznać ponownie.

Proces powtórny ruszył w Toruniu 8 kwietnia, przy udziale prokuratora Krzysztofa Grodziewicza z Gdańsku oraz samego naukowca. Kolejna rozprawa odbyła się 13 kwietnia. Na 27 maja natomiast sąd zaplanował przesłuchanie świadków - emerytowanych esbeków. Profesor Andrzej Kowalczyk nie kryje wizerunku, personaliów oraz tego, że kontakt z SB na początku lat 80. minionego wieku miał, ale nigdy świadomie nie współpracował, na nikogo nie donosił i nie wiedział, że został zarejestrowany jako tajny współpracownik.

Pierwszy wyrok: "Rejestracja fikcyjna, jak i sama współpraca"

W pierwszym procesie znany fizyk został uniewinniony od zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Nie był TW "Andrzejem", nie współpracował ze służbą bezpieczeństwa - orzekł 11 stycznia 2019 roku Sąd Okręgowy w Toruniu. Publiczność klaskała po ogłoszeniu wyroku.

Funkcjonariusz służby bezpieczeństwa Marek T. spotkał się z Andrzejem Kowalczykiem jedynie czterokrotnie (prokuratura IPN twierdziła, że 23 razy-przyp.red.). Nigdy nie odebrał od niego zobowiązania do współpracy. Rejestracja Andrzeja Kowalczyka była fikcyjna, podobnie jak współpraca z SB. Niemal wszystkie dokumenty z teczki pracy zostały przez Marka T. spreparowane. Miały uprawdopodobniać w oczach jego przełożonych rzekome spotkania z Andrzejem Kowalczykiem. Prawdopodobnie jedyny prawdziwy dokument w tej teczce to lista uczestników konferencji naukowej na UMK, przekazana przez Andrzeja Kowalczyka za wiedzą i zgodą przełożonych, która zresztą była ogólnie dostępna - podkreślał sędzia Grzegorz Waloch z Sadu Okręgowego w Toruniu.

Prof. Andrzej Kowalczyk oskarżony był przez prokuraturę Instytutu Pamięci Narodowej o kłamstwo lustracyjne. Miał zataić swoją współpracę z SB jako tajny współpracownik "Andrzej" w latach 80. Znany fizyk UMK, twórca tomografu optycznego, od początku mówił, że jest niewinny. Owszem, w dramatycznych okolicznościach życiowych sam szukał kontaktu z kontrwywiadem, ale nigdy nie podjął współpracy z bezpieką - tłumaczył. Co ustalił Sąd Okręgowy w Toruniu, na podstawie analizy dokumentów i zeznań świadków?

Wypadki w Manchesterze - gotowy scenariusz na film

Po pierwsze to, że jeszcze przed wyjazdem na początku lat. 80 na staż naukowy do Wielkiej Brytanii, fizyk UMK był opracowywany przez SB jako kandydat na osobowe źródło informacji. Przed wylotem do Anglii spotkał się z funkcjonariuszem toruńskiej bezpieki Markiem T. Z nim też sam skontaktował się 28 lipca 1983 roku. Wtedy, gdy podczas trwania stażu odwiedził Toruń i dowiedział się, że dr Gilbert, u którego mieszkał w Manchesterze, popełnił samobójstwo. Ten naukowiec brał udział w pracach nad pierwszą na świecie bomba atomową i był w zainteresowaniu służb zachodnich. Andrzej Kowalczyk bał się, że po powrocie do Anglii w zainteresowaniu znajdzie się i on. Bał się prowokacji.

Fizyk UMK, wówczas członek PZPR i lojalny obywatel Polski Ludowej (jak sam mówi), szukał rady w kontrwywiadzie. Nie wiedział, że spotyka się z esbekami. Podpisał zobowiązanie do zachowania w tajemnicy spotkania z oficerem Markiem T., a także do przekazania informacji w razie, gdyby w Anglii indagowały go służby brytyjskie. W takiej sytuacji na wskazany adres miał przysłać kartkę z Manchesterem, podpisaną "Andrzej". Prokuratura IPN przyjęła, że było to zobowiązanie do współpracy z SB i obranie pseudonimu. Sad Okręgowy w Toruniu stwierdził: absolutnie nie.

Co działo się dalej? Jak ustalił sąd, oficer Marek T. fikcyjnie zarejestrował naukowca jako TW "Andrzeja" i zaczął preparować notatki z rzekomych spotkań. Miały mieć one miejsce nie tylko w Instytucie Fizyki UMK, ale i kawiarniach czy w samochodzie. Z 23 rzekomych spotkań tak naprawdę odbyły się tylko cztery, a funkcjonariusz wytwarzał nieprawdziwe dokumenty - stwierdził sąd. Były w nich informacje pozyskiwane od innych TW oraz wiedza ogólnie dostępna. Wyrejestrowanie Andrzeja Kowalczyka nastąpiło faktycznie dlatego, że esbekowi ciążyła już ciągnąca się latami fikcja.

Prokurator IPN:"Wiedział, co to jest kontrwywiad i SB"

Z tymi ustaleniami nie godzi się prokuratura IPN. "Mamy teczkę personalną i teczkę pracy. W teczce są informacje operacyjne, które były według twórcy tych informacji przekazane przez TW "Andrzeja". Jest również oświadczenie o zachowaniu w tajemnicy kontaktów. Z całości dokumentów wynika, że pan Kowalczyk wiedział, co to jest kontrwywiad i co to jest SB. Współpraca miała miejsce w latach 1982-1987. On mówi, że po jego drugim wyjeździe do Wielkiej Brytanii już nic nie było, ale gdyby była to prawda, to nie byłoby dalszych notatek" - mówił dziennikarzom prokurator Krzysztof Grodziewicz przy pierwszym procesie.

Do tematu wrócimy.

Małgorzata Oberlan

Komentarze

3
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

robert315

Przecież każdy z nich na absolutnie każdej uczelni chcąc wyjechać na Zachód musiał podpisać lojalkę z SB ! W większości to są ludzie bez kręgosłupa moralnego i przedstawiciele plemienia żmijowego z pustyni Negev krótko mówiąz parchy !

robert315

Al
Ojciec – funkcjonariusz UB i strażnik obozu pracy w Mielęcinie, w którym torturowano więźniów. Dwaj bracia – funkcjonariusze więziennictwa. Kolejni – jeden zarejestrowany jako TW wojskowej bezpieki, drugi – funkcjonariusz Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Siostra jako licealistka wstąpiła do ORMO – to najbliższa rodzina prof. Andrzeja Tretyna, który sam był w PZPR. Z kolei jego teść pełnił kierownicze funkcje w KW PZPR w Łomży.
Profesor Andrzej Tretyn pochodzi z resortowej rodziny – wynika z dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej. Jego ojciec Edward Tretyn był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – pracował jako strażnik w Służbie Więziennej. Był także członkiem komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej, która podlegała Moskwie. „Politycznie pewny, do nacjonalizmu wrogi, ustosunkowany dobrze” – czytamy w dokumentach IPN w jego ocenie politycznej.
Wuj obecnego rektora UMK w Toruniu, Stanisław Tretyn (rocznik 1935), podobnie jak brat (czyli ojciec prof. Tretyna), pracował w Służbie Więziennej jako naczelnik Zakładu Karnego we Włocławku. Od 1956 roku działał także w PZPR – był zastępcą przewodniczącego gminnej Rady Narodowej we Włocławku i słuchaczem Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu. W październiku 1977 roku został sekretarzem ds. propagandy w Komitecie Wojewódzkim PZPR we Włocławku.
Z więziennictwem w czasach PRL byli też związani dwaj bracia prof. Tretyna. Ryszard (rocznik 1947) był zastępcą dyrektora w gospodarstwie pomocniczym przy Zakładzie Karnym we Włocławku, a Zbigniew Tretyn (rocznik 1953) pracował w Służbie Więziennej.
Z resortem był też związany inny brat – Leszek Tretyn, który podobnie jak inni członkowie rodziny Tretynów należał do PZPR. Był funkcjonariuszem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych we Włocławku.
Kolejny brat – Stanisław Tretyn (rocznik 1944), absolwent wydziału fizyki UMK w Toruniu, był zastępcą dyrektora w Przedsiębiorstwie Zagranicznym w Polsce „Wille”, które w latach 70. rozpoczęło działalność we Włocławku. W 1984 roku, gdy był pracownikiem włocławskiego „Drumetu”, został zarejestrowany przez Wojskową Służbę Wewnętrzną w Toruniu jako TW o pseudonimie Magda. W aktach znajdujących się w IPN widnieje zobowiązanie własnoręcznie napisane i podpisane przez Stanisława Tretyna. Jak czytamy w dokumentach IPN, TW „Magda” przekazywał wiarygodne informacje, miał bardzo pozytywny stosunek do organów KW WSW; wykazywał też inicjatywę i pomysłowość.
Jedyna siostra obecnego rektora UMK w Toruniu – Elżbieta Tretyn (rocznik 1957) – jako młoda dziewczyna zapisała się do ORMO, czyli Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Była wówczas uczennicą liceum i członkiem ZSMP, a wstąpiła do ORMO, ponieważ chciała się przyczynić do „ładu i porządku w Ojczyźnie”.
Z systemem komunistycznym był także związany teść prof. Tretyna – Julian Mosiejko, członek PZPR, który pełnił kierownicze funkcje w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Łomży. Wielokrotnie odznaczany należał do najbardziej zaufanych towarzyszy, o czym świadczą m.in. jego delegacje do Moskwy. W 1969 roku Julian Mosiejko wstąpił do ORMO.
„Uprzejmie proszę o przyjęcie mnie w poczet członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, gdyż wspólnie z innymi towarzyszami chciałbym uczestniczyć w sprawowaniu porządku i ładu publicznego” – tak teść prof. Tretyna motywował swój akces przystąpienia do przybudówki resortu siłowego PRL-u.

- W Polsce mamy postsowiecki model uniwersytetu. Wiele w Polsce się zmieniło, ale uniwersytety się nie zmieniły. Zakład Ekonomii Politycznej Socjalizmu przemianował się na Zakład Marketingu, z tymi samymi pracownikami – powiedział prof. Aleksander Nalaskowski w „Wywiadzie z chuliganem”. Stare uniwersyteckie układy nie tolerują nieposłuszeństwa. - Co stałoby się dziś na polskiej uczelni z Kopernikiem, gdyby był magistrem lub doktorantem i podważał twierdzenia zwierzchników, że ziemia jest płaska? – pytał prowadzący program Piotr Lisiewicz. – Wrobiliby go w molestowanie, był przecież kanonikiem –

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.